16.09.2018
Firmy transportowe stały się celem złodziei. Wysyłają oni fałszywe wezwania do zapłaty za rzekome wykroczenia zarejestrowane przez europejskie fotoradary.
Od kwietnia 2014 r. ukaranie polskich kierowców za wykroczenia popełnione w innych krajach unijnych nie jest trudne. Wszystko dzięki powołaniu Krajowego Punktu Kontaktowego (KPK), do którego organy kontrolne poszczególnych krajów wysyłają pytania o dane posiadacza pojazdu zarejestrowanego przez fotoradar.
Najwięcej pytań (ponad pół miliona rocznie) trafia do KPK z Niemiec. Nie uszło to uwagi oszustów, którzy zwietrzyli w tym świetny interes. Zwłaszcza że polscy kierowcy dość skwapliwie płacą nałożone nad Renem grzywny, by uniknąć surowszych konsekwencji.
Kiedy więc do jednego z małopolskich przewoźników trafiło pismo wzywające do zapłaty 95 euro grzywny (mandat w wysokości 70 euro plus 25 euro kosztów administracyjnych), po prostu przekazał on księgowej dokument do zapłaty. Jego czujność wzbudził dopiero kolejny mandat z takim samym zdjęciem. Okazało się wtedy, że przesyłka nadana przez nieistniejący urząd ADK została wysłana w Poznaniu.
Z pisma wynikało, że grzywna (70 euro) została nałożona za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 18 km/h. Kłopot w tym, że zgodnie z niemieckim taryfikatorem za przekroczenie prędkości od 16 do 20 km/h grzywna wynosi 30 euro poza terenem zabudowanym i 35 euro w miastach. W piśmie nie podano też obligatoryjnej informacji o miejscu, w którym wykroczenie zostało popełnione, i o możliwych sposobach odwołania.
Okazało się, że tego typu fałszywe pisma są wysyłane do przewoźników masowo. Na internetowych forach można znaleźć też informacje o fałszywych mandatach z Austrii i Holandii. Obok Francji i Niemiec to z tych właśnie krajów przysyłanych jest najwięcej prawdziwych wezwań.
Na razie fałszywe mandaty zawierają tyle błędów, że po wnikliwej lekturze łatwo je rozpoznać. Ale ulepszenie metod oszustów (włącznie z tworzeniem fałszywych stron internetowych) jest tylko kwestią czasu.
Zdaniem Iwony Szwed z biura prawnego Arena 561 oszuści podszywający się pod zagraniczne organy wykorzystują to, że przewoźnicy, kontaktując się z zagranicznymi służbami w sprawach prawdziwych kar, często odbijają się od ściany.
– Polscy przewoźnicy wykonujący transport na wspólnym rynku unijnym często są pozostawieni sami sobie. Brakuje wsparcia ze strony Polski w sprawach spornych między zagranicznymi instytucjami kontrolnymi a przewoźnikami i kierowcami – mówi ekspertka.
Wyjaśnia, że nieczytelne mandaty na kilkaset euro często nawet nie dają możliwości odwołania się, bo nie można ustalić podstawy prawnej naruszenia.
Źródło: www.gazetaprawna.pl