Mandaty: Kierowcy ze Wschodu są jeszcze bezkarni, ale to się zmieni

15.05.2018

Straż Graniczna zostanie podpięta do systemu fotoradarowego i będzie mogła egzekwować kary od zagranicznych kierowców.

100 tys. wykroczeń drogowych popełnionych przez obywateli innych krajów zarejestrowały w ubiegłym roku polskie fotoradary. Na cudzoziemców przypada już więcej niż co dziesiąte naruszenie przepisów wyłapane przez system automatycznego nadzoru nad ruchem. Mimo to mandatów oni nie płacą.

Nie jesteśmy w stanie egzekwować kar od zagranicznych obywateli z powodu przepisów. Zakładają one ściganie kierowców w trybie wykroczeniowym, gdzie potrzebne jest jednoznaczne ustalenie sprawcy i nałożenie na niego mandatu. Jest to problematyczne w przypadku polskich właścicieli pojazdów (którzy zresztą mogą zapłacić grzywnę za niewskazanie sprawcy, wtedy unikają punktów karnych), a co dopiero w przypadku obywateli innych państw, często ignorujących wezwania polskich służb lub zwyczajnie grających na zwłokę. W wielu innych krajach UE stosowany jest tryb administracyjny i kary z automatu nakładane są na właściciela pojazdu. Dzięki regulacjom unijnym organ kraju członkowskiego nakładający karę pieniężną, np. sąd czy policja, może wystąpić do polskiego sądu o jej egzekucję.

Źródło: www.gazetaprawna.pl

Dotychczas informowaliśmy:

Co najmniej 80 tys. mandatów dla kierowców spoza UE ląduje w koszu. Polska traci na tym ok. 20 mln złotych.

Pieniądze uciekają nam przez wschodnią granicę, bo ani rząd, ani parlament nie zmienił przepisu pozwalającego Straży Granicznej wystawiać mandaty na polskich granicach. Chodzi o kierowców aut zarejestrowanych poza Unią Europejską, których fotoradar złapał za przekroczenie prędkości czy wjazd na czerwonym świetle na polskich drogach. Główny Inspektorat Transportu Drogowego nie ma możliwości, by odnaleźć takiego kierowcę po tablicach i wysłać mu mandat na adres domowy. Skala problemu z roku na rok rośnie, bo coraz więcej obywateli zza wschodniej granicy przyjeżdża do Polski. W ubiegłym roku polską granicę przekroczyło ponad 10 mln Ukraińców, ponad 3,6 mln Białorusinów i 1,5 mln Rosjan.

Według Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego w ubiegłym roku fotoradary namierzyły 973 tys. naruszeń na polskich drogach. Szacuje się, że 4 proc. z nich dotyczy aut zarejestrowanych poza Polską, ale w krajach Unii Europejskiej. Jednak dwukrotnie więcej, bo aż 8 proc. tej liczby to auta spoza Unii, głównie ze Wschodu – Ukrainy, Rosji i Białorusi (GITD posiada jedynie szacunki). Średnia wysokość mandatu to 250 zł, łatwo więc policzyć, że polski budżet stracił w 2017 r. ok. 20 mln zł.

Pirat w aucie zarejestrowanym w UE jest łatwy do namierzenia i ukarania – Polska w 2015 r. wprowadziła dyrektywę Parlamentu Europejskiego w sprawie ułatwień w zakresie transgranicznej wymiany informacji dotyczących przestępstw lub wykroczeń związanych z bezpieczeństwem ruchu drogowego. Inaczej jest w przypadku kierowcy spoza UE – inspektorat musiałby najpierw ustalić właściciela auta, a potem udowodnić, że to on kierował pojazdem i popełnił wykroczenie. Dlatego te mandaty lądują się w koszu.

Inspektorat posiada w Polsce 400 żółtych fotoradarów, które automatycznie mierzą prędkość poruszających się aut (poprzez średnią między odcinkami), dodatkowo na 20 skrzyżowaniach na terenie całej Polski zainstalowanych jest ponad 200 kamer wysokiej rozdzielczości, zintegrowanych z Centralnym Systemem Przetwarzania, które namierzają tylko przejazd na czerwonym.

Jak podkreśla GITD „działanie systemu automatycznego nadzoru w znaczący sposób wpływa na to, że kierowcy w monitorowanych lokalizacjach zdejmują nogę z gazu”. – Tyle że nie dotyczy to aut zza wschodniej granicy, które nie muszą stosować się do przepisów drogowych i ograniczeń, bo wiedzą że są bezkarni – wskazuje Janusz Popiel z ALTER EGO – Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych. – To nie tylko bulwersujące i niesprawiedliwe wobec pozostałych kierowców, ale też powodujące wzrost zagrożenia na polskich drogach. Bo bezkarność zawsze przekłada się na wzrost brawury na drogach.

Problem z dziurawym systemem wykryła już kilka lat temu Najwyższa Izba Kontroli – do dziś parlament ani rząd nie zmienił prawa w taki sposób, by kierowca spoza UE płacił mandat na granicy. A proceder można łatwo ukrócić – wystarczy, by Straż Graniczna miałaby dostęp do systemu CANARD (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym). Kierowca spoza Unii, jeśli ma nieuregulowane mandaty, nie wjedzie do Polski.

MSWiA w odpowiedzi dla „Rzeczpospolitej” przyznaje, że Straż Graniczna nie ma możliwości prawnych nakładania grzywny w drodze mandatu karnego za wykroczenia drogowe namierzone przez fotoradary. Nie odpowiedziano nam, czy resort zamierza zmienić prawo, ale podkreślono, że „częściowym rozwiązaniem kwestii jest wyposażenie patroli ruchu drogowego w terminale płatnicze, za pomocą których cudzoziemcy mogą uiszczać mandaty karne kartą płatniczą”. Tyle tylko, że kierowca musi zostać złapany na gorącym uczynku.

Wojciech Król z wydziału analiz i rozwoju systemowego CANARD zapewnia, że GITD od roku nakłada takie mandaty na drodze. W tym czasie nałożono łącznie 1,9 tys. mandatów karnych na sprawców wykroczeń spoza UE.

– To nie likwiduje problemu. Mam wrażenie, że rząd nie robi nic, by poprawić bezpieczeństwo na drogach i przymyka oko na bezkarność ogromnej rzeszy kierowców ze Wschodu, głównie tirowców – kwituje Janusz Popiel z ALTER EGO.

Źródło: www.rp.pl