Brytyjczyków trafia kolejny rykoszet po brexicie

13.09.2021

Konsumenci brytyjscy nie mogą dostać koktajli mlecznych w sieci McDonald’s, w sklepach brakuje bekonu, mleka i chleba. Panuje przekonanie o potencjalnych niedoborach towarów grożących nie tylko w okresie przedświątecznym, ale już na początku października. Dlaczego?

To nie tylko sarkazm konsumentów, przyzwyczajonych do wysokich standardów. Nie, problem jest głębszy, a w istocie – taka jest cena uboczna brexitu. A w szczegółach dzieje się tak, bo przedsiębiorcy z Wielkiej Brytanii w ogromnej liczbie… nie nauczyli się prowadzić handlu zagranicznego, który do niedawna wszak toczył się wyłącznie w UE. Brakuje im fachowców, podobnie jak firmom transportowym – kierowców, który odpłynęli, bo wymagane są wizy.
Natomiast w październiku może nastąpić Armagedon.

Brak umiejętności celnych

Według brytyjskiego Krajowego Urzędu Kontroli, w wyniku Brexitu 145 000 firm, których handel międzynarodowy do tej pory toczył się wyłącznie w Unii Europejskiej, po raz pierwszy musi opanować procedury celne. Generuje przy tym ponad 200 milionów dodatkowych zgłoszeń celnych, z których każda składa się z wielu dokumentów.

Ale to nie wszystko. Wielka Brytania nadal podpisuje nowe umowy handlowe z krajami spoza UE, co wymaga też opanowania tajników wymogów celnych. Wprowadzane są pierwsze strefy wolnych portów (Freeport), z odrębnymi przepisami.

„Niedobory umiejętności i siły roboczej w brytyjskim sektorze handlu i logistyki trafiają na pierwsze strony gazet. Mniej warty opublikowania, ale równie groźny, jest niedobór personelu posiadającego wiedzę i doświadczenie w procedurach celnych. Sytuacja ta zaczyna stanowić egzystencjalne zagrożenie dla wielu małych, ale nie tak małych firm, by nie prowadzić międzynarodowej wymiany handlowej” – cytuje Leigha Andersona, dyrektora zarządzającego w Bis Henderson Recruitment portal Lloyd’sLoading.

Przy tej okazji dyrektor wrzuca kamyk pod adresem Komisji Europejskiej. Przypomina, że znowelizowany kodeks celny UE wszedł w życie w 2016 r. Ale już wtedy zakładano, że bez cyfryzacji procesu celnego nie da się osiągnąć jednego z celów – usprawnienia procedur i ułatwień dla firm. „System elektroniczny (HMRC) miał być wdrożony do 2020 r., teraz mówi się o 2025 roku. Tymczasem import i eksport są nadal regulowane przez masę fizycznych dokumentów papierowych, który musi być wypełniony we właściwym kolorze atramentu” – dodał Anderson.

Brak wiedzy i digitalizacji

Marks & Spencer, główna brytyjska sieć detaliczna ostrzega przed „znaczącymi zakłóceniami” w imporcie żywności z UE, jakie mogą wystąpić od października. Wtedy bowiem wprowadzone zostaną nowe kontrole graniczne w handlu po brexicie między Wielką Brytanią a UE.
Obawy M & S wynikają m.in. z tego, że w niektórych państwach członkowskich UE urzędy, które wydają certyfikaty zdrowia eksportowego, działają tylko w godzinach pracy od poniedziałku do piątku. Natomiast nowoczesne systemy logistyki żywnościowej pracują  siedem dni w tygodniu, szczególnie w przypadku importu żywności.

W liście skierowanym do rządu brytyjskiego i Komisji europejskiej M&S wezwał do wykazania się „zdrowym rozsądkiem” w obawie, że żadna ze stron nie jest gotowa na wprowadzenie nowych kontroli granicznych od 1 października. M&S oświadczy mediom, że naciska na obie strony, aby przyjąć „bardziej praktyczne i nowoczesne podejście” do kontroli granicznych poprzez digitalizację dokumentów wymaganych do wysyłki żywności przez kanał La Manche.
Źródła branżowe potwierdzają, że tylko do odprawy jednej ciężarówki załadowanej żywnością, podróżującej między kontynentem brytyjskim a Irlandią Północną, potrzebne są „setki kawałków dokumentów papierowych”.

Zagrożenie opóźnieniami w dostawach żywności na Wyspy jest więc całkiem realne, bowiem z kontynentu pochodzi ¼ tych produktów. Dlatego M&S alarmuje, że „całkowicie nierealne jest to, by po 1 października 100 proc. wszystkich kontenerów z żywnością wysyłanych do Wielkiej Brytanii z kontynentu przejdzie płynnie przez porty UE i Wielkiej Brytanii”.

No i dochodzi do tego ostry niedobór kierowców samochodów ciężarowych.

Brak pracowników

Brytyjskie Międzynarodowe Stowarzyszenie Przewozów Towarowych szacuje, że pilnie potrzeba 40 – 50 tys. dodatkowych kierowców, a łącznie ok. 60 tys. Z ich braku, kuleje transport. Toczy się więc dyskusja, jak ten problem rozwiązać. Przy niedoborze ponad 400 000 kierowców samochodów ciężarowych w całej Europie, trudno będzie ich pozyskać z unijnych krajów kontynentalnych, wskazuje w analizie Transport Intelligence. I przypomina, że np. polskie firmy transportowe same korzystają z kierowców z „coraz dalszej wschodniej Europy, a nawet Azji Środkowej”.

Krótkoterminowe wizy dla zagranicznych kierowców nie rozwiążą więc problemu Wielkiej Brytanii, ocenia się. Szczególnie, że rząd nie chce poluzować zasad wydawania wiz migrantom zarobkowym, argumentując, że to firmy powinny zwabiać pracowników lepszymi płacami.

Tak się dzieje, płace w logistyce brytyjskiej silnie rosną. A szans na łagodzenie problemu upatruje się w większej rekrutacji kobiet oraz obniżenia minimalnego wieku (do 18 lat), by prowadzić pojazdy o DMC ponad 3,5 ton. Międzynarodowa Unia Transportu Drogowego (IRU) szacuje, że wśród kierowców w Europie kobiet wykonujących ten zawód jest 2 – 3 proc.

źródło: intermodalnews.pl